poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Polak potrafi czyli Inglot, Radzimir i polska modelka w Izraelu

Będzie nacjonalistycznie, ale w dobrym znaczeniu tego słowa.
Inspiracją do napisania tego posta była Siberry, która  to na swoim blogu opiewała sukcesy pierwszych dwóch panów, a ja dziś sama odkryłam co porabia Olga Kaczyńska w Izraelu i stwierdziłam, że muszę to przekazać szerszej publiczności.

Zacznijmy może od pierwszego pana czyli Wojciecha Inglota, który zbudował potęgę firmy INGLOT. Jeśli ktoś nie wie co to jest, to zapraszam do zapoznania się ze stroną internetową firmy. Sądzę, że każda kobieta, która ma jakieś pojęcie o makijażu i kosmetykach zna tę markę. Ja posiadam zakupione już pewien czas temu cienie do powiek, które to niestety nie przeżyły upadku i są w kawałkach. Niezłe są też lakiery do paznokci, aczkolwiek żadnego nie posiadam, bo i malarka paznokci ze mnie słaba.
O Wojciechu Inglocie zrobiło się ostatnio głośno, ponieważ otrzymał Nagrodę Polskiej Rady Biznesu, o czym można przeczytać tutaj. Generalnie INGLOT to bardzo prężnie działająca firma, podbijająca egzotyczne rynki. Posiada sklepy w wielu krajach na świecie. Oto lista. Ja widziałam stoisko tej firmy w centrum handlowym w Irlandii w Dublinie w Dundrum i Liffey Valley. Bardzo dobrze wyposażone i cieszyło się dużym zainteresowanie. Oczywiście na każdym produkcie informacja "Made in Poland" i adres firmy, której siedziba mieści się w Przemyślu, zatem całkiem niedaleko.
Może jakaś informacja zwrotna o innych sklepach INGLOT w innych krajach? Widzę takie egzotyczne miejsca jak Dubaj, Riyadh, nawet Maskat (wyślę Hindusa na przeszpiegi). O jej, nawet RPA.
Jeśli chodzi o przemysł kosmetyczny to też chodzę dumna jak paw, gdy widzę Made in Poland na kosmetykach Avon, szczególnie tych zakupionych zagranicą, w moim przypadku w Irlandii. Jakby ktoś pytał w Omanie też jest Avon, a ja dostałam stamtąd perfumy oczywiście wyprodukowane w Garwolinie. Fabrykę można zobaczyć jadąc do Warszawy od strony Lublina.

Kolejnym powodem do domu jest wygrana Radzimira Dębskiego w konkursie na najlepszy remix piosenki Beyonce "End of time". Ten utwór pokonał 3 tysiące innych kompozycji. Może nie jestem wielką miłośniczką twórczości Beyonce ani tego rodzaju muzyki, ale ten remix ma coś w sobie i słucham go kilka razy dziennie. Radzimir Dębski jak niektórzy się domyślają jest synem kompozytora Krzesimira Dębskiego i piosenkarki Anny Jurksztowicz. Urodę zdecydowanie odziedziczył po mamie :) A ja osobiście Annę Jurksztowicz uważam za jedną z lepszych polskich piosenkarek i ogromnie żałuję, że tak rzadko można ją usłyszeć, ale od czego jest You Tube :) Annę Jurksztowicz darzę wielkim sentymentem, gdyż na pierwszym roku studiów z koleżanką słuchałyśmy wieczorami Radia Wawa i często leciała piosenka "Hej Men", a my ją śpiewałyśmy, tj. wydzierałyśmy się do niej. Nawet znalazła się u mnie na moim odtwarzaczu mp3. Oczywiście jeszcze były i inne "Stan pogody" czy "Zmysły precz". Dużo bardziej wolę je niż ten przereklamowany "Diamentowy kolczyk", w którym nigdy nie wiedziałam o co chodzi.
Wracając do Radzimira to wczoraj słuchałam audycji "Leniwa Niedziela" w Jedynce Polskim Radiu właśnie z jego udziałem. Audycję prowadziła Maria Szabłowska. Ja nie neguję jej doświadczenia, ale to typ "wiem wszystko lepiej", coś jak Artur Orzech i często zamiast dać się wypowiedzieć gościom to im podpowiada, kończy za nich, dopowiada, bo oczywiście ona wie lepiej. Dała jednak wypowiedzieć się swojemu gościowi i wyszło na to, że Radzimir to bardzo poukładany i skromny chłopak. Kiedyś przeczytałam o nim, że to zarozumialec i w sumie tak myślałam do wczoraj. Jest już zmęczony cała tą burzą na temat jego osoby, no bo ile razy można opowiadać tą historię jak to na skypie zadzwoniła do niego Beyonce i pogratulowała zwycięstwa i postanowił wyjechać na jakiś czas. W sumie przez ten cały rozgłos stał się popularny. Mam tylko nadzieję, że ludzie będą go kojarzyć nie tylko z Beyonce. Ja o nim słyszałam już od pewnego czasu, widziałam jego nazwisko w napisach w serialu "Ranczo" i wiedziałam, że komponuje muzykę do tego serialu tak jak i do "Tancerzy", no ale pewnie innym wydaje się, że pojawił się jak ten Filip z konopi.

Na koniec będzie o kobiecie, a dokładnie o Oldze Kaczyńskiej, która wygrała drugą edycję Top Model. Nie śledziłam wszystkich odcinków tego programu z uwagi na brak telewizora, a jakoś Tvn Player zżera mi zbyt dużo transferu z mojego blueconnecta, a poza tym Top Model nie mogę uznać za jakiś edukacyjny czy konieczny do obejrzenia program. Akurat zwyciężczyni tego programu, o której mowa nie przypadła mi do gustu i generalnie ma sporo grono przeciwników, którzy tak jak ja odnieśli wrażenie, że to nieszczera i egoistyczna panna, ale trzeba przyznać, że na zdjęciach wyszła nieźle. Po wygranej okazało się, że jest już modelką z pewnym dorobkiem m.in. pracowała dla jednej z japońskich agencji w Tokio.
Obecnie media, to chyba za duże słowo, bo właściwie portale plotkarskie śledzą losy dziewczyn z Top Model i na jednym z nich przeczytałam o sesji Olgi Kaczyńskiej w Izraelu. Miała zdjęcia w Laisha Magazine oraz Ramat Aviv Magazine. Ramat Aviv to nazwa jednej z galerii handlowych (po hebrajsku kanion) w Izraelu. Zdjęcia Olgi można również zobaczyć na stronie internetowej Ramat Aviv Magazine. Jakoś nie mam ochoty na zamieszczanie jej zdjęć bezpośrednio u mnie na blogu. Chętnych i ciekawych odsyłam do strony internetowej. Podobno zachwycili się jej słowiańską urodą. Cóż jak dla mnie to na zdjęciach wygląda przeciętnie, a w Izraelu widziałam dużo piękniejsze dziewczyny od niej. A jeśli mowa już o zdjęciach Polek w Izraelu, to w sklepach H&M widziałam zdjęcia z sesji Anji Rubik. Zdobiły one również telawiwskie ulice. Tak więc nie Olga Kaczyńska była pierwsza.

sobota, 21 kwietnia 2012

Zaskoczenie

Wydaje mi się, przynajmniej do tej pory tak mi się wydawało, że jest niewiele rzeczy, które potrafią mnie zaskoczyć.
Jednak kiedy po blisko dwóch latach ciszy odzywa się do mnie ktoś, kto był mi kiedyś dość bliski, ale moimi uczuciami wytarł niejako podłogę, to jednak tracę chwilowo równowagę. Zastanawiam się jaki jest tego cel, podchodzę sceptycznie do sprawy. Badam teren. Dowiedziałam się niewiele. Ciągu dalszego chyba nie będzie, ale jest w tym coś, co sprawia, że myślę o tym nieustannie, a moja skrzynka odbiorcza cierpi, gdyż bez opamiętania sprawdzam czy jest nowa wiadomość.

Z facetami źle, bez nich jeszcze gorzej.

Zawsze sobie mówiłam, że gdzie ja tam będę mieć problem, że w życiu, że jak to, że ja? Niemożliwe.
Never say never.