poniedziałek, 30 grudnia 2019

Bo im wolno

No więc wracam do pisania, bo muszę gdzieś przelać swoją frustrację i niezadowolenie.
Ostatnio z pracy zwolniła się jedna osoba a druga poszła a długi sabbatical i mówi, że mam jej nie pisać o pracy. To komu się żalić, komu?
Na tym blogu nie zna mnie nikt z mojego "nowego krakowskiego życia" i chyba nikt nie jest na tyle wścibski, a przynajmniej nie na tyle jak ja, aby tego bloga odszukać.

Dziś o mojej drodze do domu, ale metafor na próżno się spodziewać.
Godzina 16:30 wyruszam w drogę do Biedronki z mojego bloku na jednym z krakowskich osiedli (tak, mieszkam w Krakowie od ponad 5 lat).
Chodnik, dość szeroki, po obu stronach. Wyszłam z osiedla (zamykane i z bramą ale ekskluzywności i high lifu na próżno tu szukać, tego nigdy tu nie było i nie będzie, prędzej moloch i patologia).
Przeszłam na drugą stronę ulicy. Zza zakrętu wyłania się para z dzieckiem w wózku (spacerówce, jak zwał tak zwał, nie mam dzieci więc na czterokołowych pojazdach dla dzieci się nie znam). Para, może małżeństwo, konkubinat, nie wnikałam ani nie pytałam. i tak sobie idą centralnie na mnie, coraz bliżej i bliżej obok siebie. Nie wiem czego oczekiwali, że im zejdę (gdzie? na ulicę?) a może w krzaki, bo co tam oni mają dziecko oni są ważniejsi. Kim ja jestem. Idę sama, pewnie bezdzietna więc co ja im tu będę. Dla jasności kobieta pchała wózek a chłop (nie samiec alfa) szedł obok z jakaś siatą.
Nie wiem może pod auto się miałam rzucić co by jaśnie państwo mogli przejść.
Pewnie jeszcze ja pracuję na ich 500+.
Nie zrozumcie mnie źle. Nigdy nie miałam nic przeciwko rodzicom, rodzinom czy dzieciom (przynajmniej tym, którzy zachowują się w znośny sposób), ale wszyscy siła rzeczy nie zmieścimy się, bo chodnik raczej mieści 2 osoby a nie trzy. Generalnie nie musiałam rzucić  się pod auto skoro to piszę, lekko z gracją (jak z gracją to chyba jasne, że lekko) wykręciłam się, a oni? Prawie nie drgnęli bo po co. Oni maja przewagę liczebną i poparcie państwa. Kim ja jestem? Ja mam wyrabiać PKB i płacić podatki.

Po zakupach w Biedronce, gdzie dziś ludzi wysypało w tym świętych krów na parkingu. Jak się nie umiesz wyrobić to nie wjeżdżaj kombi na parking gdzie od zawsze było ciasno a tym bardziej po remoncie. Ale co ja tam wiem. To oni maja 4 kółka. Kupili se i jeżdżą.
Ja chodzę pieszo bo mam blisko i dla ruchu robię sobie takie przechadzki do supermarketu a wracam z zakupami, 5, 10, 15 kilo co to jest. Ja mogę, oni nie.
Wracam więc ta samą drogą ale po drugiej stronie. No tak jakoś mi wygodniej. Nie, goofno prawda. Czmychnęłam na zakręcie bo akurat na tej, co prawda ślepej uliczce nie jechało żadne auto i nie musiałam czekać aż kolumna aut wjedzie na osiedle mieszkań zakupionych na kredyt (znacie to? ja nie bo uwaga nie mam kredytu! Ha, ale zaskoczenie. Ja też się sama dziwię.)
No ale idę i kto z naprzeciwka nadciąga? Nie, nie ta święta trójca, ale mamunia z dzieckiem lat około 3. Dziecko jakieś opierające się i wlokące za sobą jakaś zabawkę na sznurku. Sytuacja się powtarza. Ja prawidłowo prawą stroną, one swoją lewą, moją prawą czyli tą samą gdyby ktoś nie skojarzył. Ja z siatami jak wielbłąd (dwoma po lewicy i prawicy - kolejność przypadkowa) a mamunia z córeczką na mnie jak ten taran, choć ja może bardziej bo siaty ciężkie w tym szklana butelka jeszcze wypełniona złotym płynem). Czy mamunia zeszła? Nie, bo po co. Wszak ona matka Polka rodzicielka ciągnie za sobą dziecko. Może dziecko nie chciało iść, może matka ma gorszy dzień. Ja to powinnam zrozumieć, co nie? Ja tylko idę z zakupami, a jeśli miałam czas o 17 wracać z zakupami to znaczy, że prace skończyłam wcześniej i miałam czas te zakupy zrobić, więc powinnam uciemiężoną matkę przepuścić a może jeszcze zapytać jak się czuje i czy może jej nie pomóc tej córeczki pociągnąć a może wziąć na przechowanie. Ja nie zeszłam, ona lekko odbiła w moje lewo a w swoje prawo i się minęłyśmy.

Może to głupie, ale w jakiś sposób krepuje mnie chodzenie po ulicy bo ja chcę być niewidoczna, prawie się przyssać do budynku, płotu tak, żeby innym nie zawadzać. Tak mnie uczono. Może mam jakiś kompleks, pewnie nie jeden, i nie jeden zły nawyk z dzieciństwa, ale wiem po której stronie się chodzi. Najbardziej nie lubię iść z kimś i tak całym środkiem, bo chodniki raczej wąskie w naszym pięknym kraju a ludzi chodzą jak te fleje.
Poza tym jaki przykład dają ci rodzice? Tego, że jak idziesz to idź tak jak chcesz i nie schodź nikomu z drogi? Dzieci wszystko widzą i powielają. Czy naprawdę tak ciężko iść gęsiego aby się minąć, lekko wygiąć się w prawo czy w lewo i zrobić przejście?
I tu powiem jak jakaś babcia, stara kobieta. Kiedyś było inaczej...
Dobrego 2020.